W wielu społeczeństwach depresja to wciąż temat tabu, każda próba pokazania, że to choroba jak każda inna zasługuje więc na uwagę. Zwłaszcza gdy jest tak intrygująca literacko, jak książka Sehee Baek.
Niespełna trzydziestoletnia Sehee Baek zdaje się mieć wszystko: zdobyła pracę w wymarzonym wydawnictwie, gdzie pełni funkcję dyrektorki ds. mediów społecznościowych. Odnosi sukcesy, jest ceniona przez szefową, ma grono znajomych i przyjaciół. Mimo to czuje pustkę i permanentny smutek. Nie mogąc poradzić sobie z własnymi emocjami decyduje się na terapię, a aby jak najlepiej zrozumieć samą siebie nagrywa każdą sesję, przesłuchuje ją i po raz kolejny myśli nad każdym słowem, które wówczas wypowiedziała. Z czasem decyduje się spisać te rozmowy z terapeutą i opublikować w formie książki.
Nie do końca wierzę, że w Nie chce mi się żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki autorka zawarła prawdziwą relację ze swojej terapii, nie ma to jednak najmniejszego znaczenia – ani dla odbioru jej książki, ani dla jej przekazu. W wielu społeczeństwach, także zachodnich, depresja wciąż stanowi temat tabu i to niezależnie od ilości próbujących ją “odczarować” kampanii społecznych. Chorzy doświadczają jeśli nie szykan, to z pewnością lekceważenia, a stwierdzenie “weź się w garść, inni mają gorzej” przekracza granice geograficzne i kulturowe. Każda próba pokazania, że depresja to choroba jak każda inna zasługuje na uwagę, zwłaszcza gdy jest tak intrygująca literacko, jak książka Sehee Baek.

Na początku zachwycił mnie tytuł – długi, intrygujący, mięsisty, jak się z czasem okazało doskonale oddający nieco przewrotny charakter powieści. Nie chce mi się żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki to podróż w głąb siebie, niezwykle osobista, a zarazem uniwersalna – przejrzeć się w niej niczym w lustrze może bowiem niejeden czytelnik borykający się z depresją. Sehee Baek miała nadzieję, że choć jednak osoba po lekturze jej książki stwierdzi, że odnalazła siebie w głównej bohaterce i to bez wątpienia jej się udało, sama bowiem co najmniej kilka razy myślałam: tak, ja też tak mam. Bohaterka Sehee Baek prowadzi walkę z samą sobą, krok po kroku dokopując się do przyczyn swojego stanu psychicznego. Korzenie jej depresji w dużej mierze tkwią w relacjach rodzinnych, w równie dużej jednak w wyśrubowanych oczekiwaniach, stawianych przed kobietami przez koreańskie społeczeństwo. Bądź piękna, spiłuj policzki, popraw nos i powieki, schudnij, zdobądź świetne wykształcenie, pracuj po ślubie, ale poświęć się głównie rodzinie, odnoś sukcesy w pracy, pozostań jednak skromna i cicha. Wykonalne? Absolutnie nie, Koreanki muszą się z tym jednak mierzyć na co dzień. Nie tylko Koreanki, zresztą, oczekiwania wobec kobiet także w kulturze zachodniej bywają bowiem nie tyle wyśrubowane, co po prostu nierealne. Z jednej więc strony książka Sehee Baek zakorzeniona jest mocno w kulturze koreańskiej, z drugiej natomiast bez problemy odczyta ją i zrozumie także czytelnik zachodni, zwłaszcza płci żeńskiej.
Tym, co w powieści Nie chce mi się żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki zwraca uwagę jest także jej formuła. Znaczną jej część stanowią rozmowy bohaterki z jej psychiatrą, spisane w formie dialogów, przy czym każda sesja zakończona jest krótkim tekstem podsumowującym spotkanie i zawierającym przemyślenia Sehee Baek (bądź jej bohaterki) związane z tym, co usłyszała od lekarza. Sporo w nich autorefleksji, prób uporządkowania emocji oraz tego, czego dowiedziała się o sobie podczas rozmów. Brawo dla polskiej wydawczyni, która teksty te zdecydowała się spisać inną czcionką, dzięki czemu nawet wizualnie zyskują na znaczeniu. W drugiej części książki, zdecydowanie krótszej od pierwszej, autorka zawarła kilka miniesejów, których tematem są relacje międzyludzkie, związki miłosne, codzienne życie, kariera zawodowa etc., a które doskonale oddają chwiejny stan umysłu cierpiącej na depresję kobiety.
Tym, co może stanowić problem dla polskiego czytelnika jest styl, w jakim powieść została napisana. Sehee Baek posługuje się językiem dość prostym, kolokwialnym wręcz, ale też nieco sztywnym, pozbawionym stylistycznych ubarwień. Momentami może on sprawiać wrażenie chłodnego, rodzącego dystans między czytelnikiem a bohaterką, a nawet zbyt formalnego. Sama miałam z nim problem, im bardziej zagłębiałam się w labirynt myśli i emocji bohaterki, tym bardziej zrozumiały wydawał mi się stylistyczny wybór autorki. Tym bardziej, że Sehee Baek nasyciła narrację subtelnym humorem, ujmującym powieści nieco ciężaru gatunkowego, a zarazem – nieco paradoksalnie – ułatwiającym internalizowanie jej treści.
A tytułowe tteokbokki? To bardzo popularna potrawa koreańska składająca się z klusków ryżowych zanurzonych w gęstym sosie. Stanowi ona podstawę koreańskiego street foodu, a dla bohaterki powieści Sehee Baek kotwicę trzymającą ją przy życiu. W tej powieści nie ma klasycznego happy endu – bohaterka nie wygrywa z depresją, co więcej – zdaje sobie sprawę, że czeka ją jeszcze długie leczenie. Zaczyna jednak lepiej poznawać i rozumieć siebie, otwierać na ludzi oraz cieszyć drobnymi przyjemnościami, choćby zjedzeniem ukochanego tteokbokki.
Blanka Katarzyna Dżugaj
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Yumeka.
