Kryzys demograficzny Korei Południowej: strefy wolne od dzieci, przemoc wobec kobiet i bojkot patriarchatu

Wyobraźcie sobie, że jedziecie na wakacje z dziećmi do najbardziej popularnego miejsca turystycznego w kraju i nie znajdujecie restauracji lub kawiarni, która pozwala na wstęp z latoroślami. Taka sytuacja ma miejsce na południowokoreańskiej wyspie Jeju, którą co roku odwiedza około dziesięciu milionów osób.

W całym kraju jest ponad pięćset takich miejsc “wolnych od dzieci”. Dzisiaj zakaz ten jest przedmiotem intensywnej debaty w społeczeństwie, które zmaga się z poważnym kryzysem demograficznym. Podczas gdy w Azji Południowej liczba ludności stale rośnie, a Indie niedawno wyprzedziły Chiny jako kraj z największą populacją na świecie, na dalekim wschodzie kontynentu sytuacja prezentuje się zgoła odmiennie.

Zarówno w Chinach, jak i Japonii oraz Korei Południowej współczynnik dzietności, czyli średnia liczba dzieci na kobietę, plasuje się wśród najniższych na świecie. W Korei Południowej jest to zaledwie 0,78 dziecka na kobietę – to wynik, który umieszcza ten kraj na ostatnim miejscu w tej kategorii. Z pewnością w poprawieniu tej statystyki nie pomagają niektóre zasady obowiązujące w miejscach publicznych, takie jak kontrowersyjny zakaz wstępu do wielu restauracji, kawiarni, muzeów i innych lokali dzieciom poniżej trzynastego roku życia. Według jednej mapy dostępnej na Google Maps istnieje ponad pięćset stref wolnych od dzieci w całym kraju. Oprócz wspomnianego wyżej przykładu wyspy Jeju, również Biblioteka Narodowa Korei zabrania wstępu dzieciom poniżej szesnastego roku życia, o ile nie mają specjalnego pozwolenia. Według strony internetowej instytucji zakaz ten ma służyć “ochronie materiału przed kradzieżą i uszkodzeniem”.

Przedszkolaki z Korei Południowej

Ta sytuacja może się jednak zmienić w obliczu poważnego kryzysu demograficznego w dalekowschodnim kraju. W maju tego roku Yong Hye-in z Partii Dochodu Podstawowego złożyła wniosek o zniesienie “stref wolnych od dzieci” w Zgromadzeniu Narodowym, czyli parlamencie Korei Południowej. Życie z dzieckiem nie jest łatwe, ale mimo wszystko musimy odtworzyć społeczeństwo, w którym możemy współistnieć z naszymi dziećmi – powiedziała. Jej wystąpienie nie zostało zbyt dobrze przyjęte przez sporą część społeczeństwa, ale wywołało bardzo istotną debatę. Według sondażu z 2022 jedynie 18 proc. ankietowanych uważało, że zabranianie wstępu dzieciom do lokali jest niesprawiedliwe, podczas gdy 73 proc. osób, głównie w przedziale wiekowym między 20 a 30 lat, stwierdziło, że właściciele mają prawo decydować kogo nie wpuszczają do swojego lokalu. Krytycy zakazu utrzymują, iż jest stygmatyzujący i dyskryminuje dzieci. Z kolei zwolennicy twierdzą, że dzieci mogą przeszkadzać klientom lub wyrządzić szkody w lokalu.

Przedszkolaki z Korei Południowej

Mimo niekorzystnie nastawionej opinii publicznej, Yong Hye-in nie zamierza się poddawać. Już dwukrotnie pojawiła się na zebraniach koreańskiego parlamentu ze swoim synem w geście sprzeciwu wobec zakazu. Jak twierdzi, zniesienie stref wolnych od dzieci może pomóc w stworzeniu bardziej przyjaznej rodzinom atmosfery społecznej, dzięki której łatwiej będzie uporać się z kryzysem demograficznym. Wspomniana wcześniej wyspa Jeju ma być pierwszym terytorium kraju, które może zdelegalizować tego rodzaju restrykcje, co byłoby precedensem na skalę kraju.

Yong Hye-in z synem w parlamencie
Źródło: Twitter (X) @koryodynasty

Oczywiście, strefy wolne od dzieci to nie jedyny powód, dla którego przyrost demograficzny w Korei Południowej jest na minusie. Wiele młodych par nie decyduje się na dzieci między innymi ze względu na niekorzystną sytuację na rynku pracy, drogie mieszkania i wysokie koszty utrzymania dzieci. Jedną z przyczyn mogą też być niezwykle przytłaczające dla kobiet patriarchalne normy społeczne, których konsekwencją jest niski status kobiet w społeczeństwie. Przyjrzyjmy się niektórym danym, które wiele mówią o sytuacji Koreanek z południa. Według badania z 2015 roku przeprowadzonego przez południowokoreański rząd, ponad 80 proc. osób, z których ogromna większość to kobiety, wyznało, że doświadczyło molestowania seksualnego w pracy. Z kolei według sondażu Human Rights Watch z roku 2017 około 80 proc. mężczyzn przyznało się do stosowania przemocy wobec swoich partnerek. W ostatnich latach bardzo głośno było też o licznych przypadkach cyber przestępstw seksualnych, takich jak nagrywanie kobiet w publicznych łazienkach, szatniach i innych miejscach przy pomocy ukrytych kamer zainstalowanych przez mężczyzn.

Rodzinnie w Seulu

Poza przemocą seksualną i fizyczną, jakiej doświadczają Koreanki, ich pozycja na rynku pracy oraz w świecie polityki jest również bardzo niekorzystna. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zrzeszającej niektóre z najbogatszych państw świata, kobiety w Korei Południowej zarabiają średnio o 31,5 proc. mniej od mężczyzn, co jest największą różnicą wśród krajów członkowskich OECD. Co więcej, zaledwie 19 proc. południowokoreańskich posłanek to kobiety, w porównaniu ze średnią 32 proc. wśród państw tworzących OECD. Wreszcie, Korea Południowa plasuje się na 123. miejscu spośród 156 krajów w kwestii udziału kobiet w rynku pracy oraz szans zawodowych.

Młodzi Koreańczycy z Seulu

Mimo tak negatywnego obrazu pozycji społecznej kobiet, prezydent kraju Yoon Suk-Yeol winą za kryzys demograficzny obarcza… feminizm! Tę opinię podziela zapewne wielu jego młodych rodaków, z których zdecydowana większość ma negatywne zdanie o feminizmie, odwrotnie niż południowokoreańskie kobiety. Prezydent atakuje reakcję oporu wobec opresji jakiej doświadczają kobiety zamiast zająć się rozwiązaniem problemu, który ją wywołał, czyli nierównościami społecznymi, przemocą wobec kobiet i ich niekorzystną sytuacją na rynku pracy. Gwoli ścisłości, popularność feminizmu mogła odegrać pewną rolę w zaostrzeniu kryzysu, czego przykładem jest ciekawy ruch feministyczny 4B. Tworzy go grupa kobiet, które całkowicie bojkotują relacje z mężczyznami. Nazwa ruchu wyjaśnia na czym ten bojkot polega: pochodzi od czterech słów zaczynających się na “b”: bihon to odrzucenie małżeństwa heteroseksualnego, bichulsan to nie wydawanie na świat potomstwa, biyeonae to nie umawianie się z mężczyznami, a bisekseu to odmowa stosunków seksualnych z mężczyznami. Zwolenniczki ruchu straciły wiarę w koreańskich mężczyzn, a kulturę swojego kraju uważają za beznadziejnie patriarchalną i mizoginiczną.

Dzieci w tradycyjnych koreańskich strojach

Panorama nie napawa więc optymizmem: strefy wolne od dzieci, trudna sytuacja zawodowa kobiet oraz głębokie podziały w społeczeństwie nie zachęcają specjalnie do zakładania rodziny. Konserwatywna i antyfeministyczna retoryka ze strony rządzących polityków tylko dolewa oliwy do ognia.

Filip Ramesh Mitra

Dodaj komentarz