Z mężczyzną nr 2 większość Koreanek nie umówi się na randkę. To mizogin i antyfeminista, wyznający poglądy takiej jak prezydent-elekt. Yoon Suk-yeol w kampanii wyborczej obwiniał feminizm za niski wskaźnik urodzeń oraz twierdził, że uniemożliwia on zdrowe relacje między mężczyznami i kobietami. Wyścig o fotel głowy państwa zaostrzył rozdźwięk między płciami w Korei Południowej.
W latach 60. i 70 . XX wieku mogło się wydawać, że postęp ekonomiczny w Korei Południowej będzie szedł w parze z postępem w zakresie praw kobiet. To właśnie wtedy Koreanki zaczęły dostrzegać, że role żony i matki lansowane dotąd jako jedyne słuszne dla kobiet, należą do przestarzałej patriarchalnej tradycji. Odbudowa kraju z powojennych zniszczeń wymagała działania zgodnie z zasadą „wszystkie ręce na pokład”, a Koreanki szansę na wyjście poza stosowane wobec nich określenie djip-saram, czyli osoba domowa, skrzętnie wykorzystały. W efekcie, wskaźnik aktywności zawodowej koreańskich kobiet prawie się podwoił wzrastając z 26,8 proc. w 1960 r. do 46,7 proc. w 1975 r. Po krótkiej zmianie tego trendu w latach 80., w kolejnych 25 latach, wraz z globalizacją gospodarki koreańskiej, zatrudnienie kobiet stale rosło. Ich wskaźnik aktywności zawodowej wzrósł z 49 proc. w 1990 r. do 60 proc. w 2019 r. – głównie w sektorze usług – co stanowi wzrost o ponad 10 proc. Nadal jest relatywnie niski w porównaniu ze średnią OECD wynoszącą 65 proc., równość płci i postrzeganie roli społecznej kobiet istotnie się jednak poprawiło. Wyraźnie podniósł się także wskaźnik skolaryzacji koreańskich kobiet w szkolnictwie wyższym – do tego stopnia, że w 2020 roku studiowało o 5 proc. więcej Koreanek niż Koreańczyków.

Jest więc dobrze? Niestety, nie za bardzo, jak podkreślają bowiem eksperci, postęp edukacyjny nie został jeszcze odzwierciedlony na rynku pracy. W 2018 roku w rankingu Światowego Forum Ekonomicznego Korea Południowa zajęła 115. miejsce wśród 149 krajów świata pod względem równości płci. Liczby nie kłamią: systemowa nierówność płci, wskazana przez statystyki dotyczące m.in. różnicy w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn, zwiększyła się z 34,6 proc. w 2018 r. do 37,1 proc. w 2019 r. Rząd Korei Południowej podejmuje działania mające na celu zwiększenie liczby kobiet na rynku pracy, m.in. poprzez zatrudnianie więcej kobiet w sektorze publicznym i zachęcanie firm prywatnych do tego samego. Jednak Koreanki, które zdecydują się na pracę zawodową, twierdzą, że nadal borykają się z trudnościami: nierówną płacą, dyskryminacją w awansach, nękaniem i trudnościami z pogodzeniem pracy z opieką nad dziećmi.

Według Ministerstwa Zatrudnienia i Pracy średnia miesięczna płaca południowokoreańskiej kobiety w 2020 r. wynosiła 67,7 proc. wynagrodzenia mężczyzny. To największa luka płacowa wśród krajów rozwiniętych. Co więcej, kobiety stanowią tylko 5 proc. członków zarządów w koreańskich korporacjach. Dużym problemem jest także przemoc ze względu na płeć, a zwłaszcza pobłażliwe jej traktowanie przez sądy. W ciągu ostatnich 10 lat 41,4 proc. sprawców zostało objętych kuratelą sądową, około 30 proc. otrzymało karę grzywny. Oznacza to, że tylko nieco ponad 28 proc. uznanych za winnych przemocy wobec kobiet trafiło za kratki.
To mężczyźni czują się jednak skrzywdzeni. Jak pokazują kolejne raporty, obecnie ponad 70 proc. młodych koreańskich mężczyzn uważa się za ofiary feminizmu, a kobiety postrzega jako zagrożenie na rynku pracy. Wszelkie rządowe zachęty mające na celu zwiększenie liczby kobiet na rynku pracy, Koreańczycy ci traktują jako kary wymierzone w mężczyzn. Co gorsza, w środowisku politycznym pojawiła się niepokojąca tendencja do obwiniania feminizmu za proces starzenia się społeczeństwa i wynikające z tego problemy. To fakt: młode Koreanki coraz rzadziej decydują się na macierzyństwo. W 2020 roku wskaźnik urodzeń spadł do 0,84 dziecka na kobietę, czyli do najniższego poziomu na świecie. Niejako w odpowiedzi na te niepokojące dane, Koreański Instytut Zdrowia i Spraw Społecznych zasugerował, że dobrze wykształcone kobiety o wysokich dochodach są zbyt wybredne w wyborze partnerów i że powinny „obniżyć standardy”. Sporo kontrowersji wywołało także wznowienie podręcznika dla ciężarnych, w którym autorzy radzili, by przyszła matka przede wszystkim przygotowała posiłki dla męża i nie zapominała zadbać o wygląd – zwłaszcza o szczupłe ciało. Feministki obawiają się, że oznacza to powrót do patriarchalnego postrzegania społecznej przydatności kobiet.

Koreańska walka płci to kolejny dowód na to, że patriarchat krzywdzi zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Lęk Koreańczyków przed feminizmem wynika bowiem w przeważającej mierze z nadal obowiązującego, stereotypowego postrzegania mężczyzny jako żywiciela rodziny. Koreańskie społeczeństwo wciąż wymaga, by kobieta zajęła się domem, mężczyzna natomiast zapewnił środki na jego utrzymanie, co przy obecnej trudnej sytuacji ekonomicznej kraju wydaje się gotowym przepisem na katastrofę. Rosnące ceny mieszkań i większa konkurencja na rynku pracy sprawiają, że Koreańczykom coraz trudniej jest wypełniać narzucone przez tradycję zadanie, tym bardziej, że obowiązkowa służba wojskowa na wiele miesięcy wyrzuca ich z rynku pracy. W męskiej narracji widać wściekłość na kobiety, które zabierają mężczyznom pracę i domagają się większych zarobków, a nie wkładają w wykonywanie obowiązków zawodowych tyle czasu i energii, co panowie. Do rzadkości nie należą argumenty, że panie marzące o wyższej pensji nie powinny decydować się na dziecko i urlopy macierzyńskie, co stoi w sprzeczności z coraz częstszymi zarzutami o…unikanie macierzyństwa i przyczynianie się do starzenia się społeczeństwa. Błędne koło, z którego koreańscy mężczyźni najwyraźniej nie widzą (lub nie chcą widzieć) wyjścia. Zamiast tego dają upust frustracji atakując działaczki feministyczne, celebrytki mówiące o równości płci, a nawet zwykłe Koreanki o krótkich włosach, co uważa się za przejaw feministycznych poglądów. Wirtualnie i w rzeczywistości, a więc komentując filmiki i posty w mediach społecznościowych w przesycony jadem sposób, grożąc śmiercią przez telefon, oblewając wodą na ulicy.

Męskie niezadowolenie widać po ich decyzjach wyborczych i wyraźnemu zwrotowi ku partiom konserwatywnym. Dla przykładu, w 2021 roku w wyborach uzupełniających na stanowisko burmistrza Seulu aż 72,5 proc. wyborców płci męskiej w wieku 20 lat zagłosowało na konserwatystów, co stanowi odsetek nawet wyższy niż wśród wyborców płci męskiej w wieku 60 lat i starszych (70,2 proc.). Podobne wyniki zanotowano w wyborach w drugim największym mieście Korei Południowej, czyli Busan. W tym roku, antyfeministyczne nastroje próbowali wykorzystać dwaj kandydaci na prezydenta: konserwatywny Yoon Suk-yeol i bardziej liberalny Lee Jae-myung, choć to Yoon okazał się w na tej drodze najbardziej bezpardonowy. W jego przypadku centralnym postulatem wyborczym stała się likwidacja Ministerstwa ds. Równości Płci i Rodziny, którego działania – zdaniem kandydata – były niesprawiedliwe wobec mężczyzn. Yoon Suk-yeol jak mantrę powtarzał też, że w Korei nie ma strukturalnej dyskryminacji ze względu na płeć. Były prokurator generalny wprost obwiniał też feminizm za spadek wskaźnika urodzeń w Korei Południowej i zapewniał, że wprowadzi surowsze kary za fałszywe doniesienia o przestępstwach seksualnych. Tymczasem, jak twierdzą koreańskie działaczki na rzecz praw kobiet, fałszywe zarzuty o gwałt stanowią tylko niewielką część wszystkich oskarżeń, a groźba surowszej kary może odstraszyć ofiary od składania doniesień.
Jego przeciwnik wypowiadał się w bardziej umiarkowany sposób, podkreślając z jednej strony, że dyskryminacja mężczyzn to negatywne zjawisko, z drugiej natomiast obiecując zrównanie płac kobiet i mężczyzn. Lee Jae-myung zapewniał, że utrzyma istnienie Ministerstwa ds. Równości Płci i Rodziny, choć zmieni jego nazwę na mniej drażliwą. Czy Koreanki mu zaufały? Tylko na zasadzie mniejszego zła, partia Lee ma bowiem na sumieniu kilka głośnych skandali związanych z molestowaniem seksualnym.

Jak podejście do kwestii równości płci przełożyło się na wynik wyborów? Młode Koreanki wolały Lee Jae-myunga – głosowało na niego ok. 58 proc. kobiet poniżej 30. roku życia, tylko niespełna 34 proc. poparło Yoon Suk-yeola. Na byłego prokuratora generalnego głosowało natomiast ok. 59 proc. mężczyzn po 20. roku życia i 53 proc. trzydziestolatków. Czy ma to związek z jego antyfeministycznymi przekonaniami? Bardzo możliwe, choć nie całkowicie oczywiste, biorąc pod uwagę, że obóz polityczny Lee ma za sobą skandale na tle korupcyjnym. Niemniej, zwycięstwo Yoona wzbudziło obawy o dalsze pogłębianie rozdźwięku między płciami w Korei Południowej. Obawy całkiem uzasadnione, zważywszy na fakt, że już teraz młode Koreanki biorą pod uwagę preferencje wyborcze przy umawianiu się na randkę. Używają do tego systemu numeracji pozostałego po wyborach – Lee Jae-myunga kobiety oznaczały jako „kandydata nr 1”, Yoon Suk-yeola natomiast jako „kandydata nr 2”. Analogicznie, panów popierających drugiego z rywali, kobiety zaczęły określać terminem „mężczyzna nr 2”, a pierwszego „mężczyzną nr 1”. Z czasem określenia te stały się synonimem z jednej strony każdego młodego mężczyzny, który wykazuje podobne mizoginiczne zachowania lub poglądy jak Yoon, z drugiej natomiast faceta obdarzonego bardziej pożądanymi przez kobiety cechami. To „mężczyźni nr 1” uchodzą dziś za dobrych kandydatów na partnerów i mężów.
Blanka Katarzyna Dżugaj