Od czasów Madama Butterfly japońska seksualność, szczególnie kobieca, jest fetyszyzowana jako koktajl stylizowanego wstydu, uległości i egzotyki. Dzięki zmianom społecznym jednak coraz więcej mówi się o szkodach, jakie ten wizerunek “ludzkiej lalki” powoduje, zarówno u samych kobiet jak i w całej tkance społecznej.
Japonia w oczach szeroko pojętego Zachodu ma dwa oblicza – jedno tradycyjne, ascetyczne, gdzie ciche i chłodne jak marmur kobiety-kwiaty parzą zieloną herbatę, a drugie futurystyczne i rozerotyzowane, pełne neonowych świateł, animowanej pornografii i niepokojąco realistycznych sex-robotów. Od czasów Madama Butterfly japońska seksualność, szczególnie kobieca, jest fetyszyzowana jako koktajl stylizowanego wstydu, uległości i egzotyki. Dzięki zmianom społecznym jednak coraz więcej mówi się o szkodach, jakie ten wizerunek “ludzkiej lalki” powoduje, zarówno u samych kobiet jak i w całej tkance społecznej. Żeby zrozumieć skąd to się wzięło i na ile w ogóle ma związek z rzeczywistością, trzeba zrozumieć jak to się kształtowało w kontekście historii Japonii i jej związków ze światem zewnętrznym. Cofnijmy się zatem w czasie do samych początków kraju, który nazywano Yamatai.
Kiedy kobieta była słońcem
Historia Japonii jest historią wielu przenikających się tradycji, a najstarszym z nich jest koshintō (stare shintō), czyli szamanistyczny animizm. Jego ikoniczną postacią jest Himiko, królowa-szamanka z przełomu II i III wieku naszej ery. To, co o niej wiadomo przypomina baśń – ponoć po męskich rządach pełnych wojen doszła do władzy dzięki czarom i zaprowadziła pokój, nigdy nie wzięła sobie męża, a cały jej dwór stanowiło tysiąc kobiet i jeden mężczyzna. Nie wiadomo, ile z tego jest prawdą, jednak motyw królowej bądź księżniczki w roli kapłańskiej przejawia się w źródłach opisujących okres Yayoi nie raz, w tym jako założycielki kultu Amaterasu, bogini słońca i matki rodu cesarskiego. Czy to oznacza, że kobiety w starożytnej Japonii miały na tyle władzy, aby móc przynajmniej prowadzić życie niezależne od mężczyzny, a może nawet same dobierać partnerów? Najwcześniejsze informacje prawne z VIII wieku wskazują, że społeczeństwo w tym czasie było matrylinearne, dzieci mieszkały z matkami, a ojcowie albo mieszkali osobno, albo oficjalnie zawierali małżeństwo i wprowadzali się do żony. To oznacza, że kobiety miały zarówno prawo do posiadania ziemi jak i zdolność dziedziczenia.

Z poezji z tego samego okresu wiadomo również, że na festiwalach świętujących zmianę pór roku utagaki aktywność seksualna była częścią typowych działań magicznych mających na celu zapewnienie płodności przyrody. Był to typowy, znany we wszystkich kulturach rolniczych, sposób dla młodych obojga płci na znalezienie sobie partnerów zgodnie z własnym wyborem, mając do wyboru szerszą pulę niż małą populację własnej wsi, jak i furtka bezpieczeństwa dla mniej udanych bądź niepłodnych związków. Innym zwyczajem, praktykowanym głównie przez niezamężną wiejską młodzież, było yobai, czyli nocne zakradanie się do domu potencjalnej partnerki i składanie jej oferty seksualnej. W obu przypadkach możliwość odmowy była istotną częścią zwyczaju. W świecie, w którym męska wolność seksualna była naturalnie wsparta prawem silniejszego, było przejawem podmiotowego ich traktowania.
Zachód słońca, wschód księżyca
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy w VIII wieku Japonia otworzyła się na wpływy chińskie, z którymi przyszło pismo, buddyzm i konfucjański system społeczny oparty o ideę relacji yin i yang, i wynikającej z tego ścisłej hierarchii rodowo-feudalnej. Ze słońca japońska kobieta stała się księżycem – taoistycznym yin, pasywnym naczyniem, które ktoś inny wypełnia treścią. System z czasem został zmieniony na w całości patrylinearny, a kobiety nie tylko stawały się częścią rodu męża, ale powoli ich prawa do własności ziemi czy wyboru partnera zostały okrojone. W japońskiej kulturze seksualność jako taka nigdy nie była tabu i nie było kultu dziewictwa, jednak wraz z wpływami konfucjańskimi ważną rolę w jej kształtowaniu miał honor. Dla mężczyzny realizacja jego potrzeb seksualnych była istotna w rozszerzaniu rodu, gdyż dzieci, a szczególnie synów, obowiązywała bezwzględna lojalność wobec ojca i warto było mieć ich jak najwięcej. Mógł mieć żonę, konkubiny, kochanki – o ile nie sięgnął w swoich pragnieniach po cudzą żonę. Mógł również sięgać po stosunki homoseksualne, szczególnie z młodszymi mężczyznami, co nie było obarczone żadną stygmą. Rolą kobiety, szczególnie w arystokracji, było dbanie o honor nowej rodziny, do czego zaliczała się zarówno bezwzględna wierność seksualna jak i nie manifestowanie zazdrości. Oczywiście przez setki lat idealne relacje były praktykowane głównie przez najbardziej prominentną arystokrację, ale z czasem zaczęły schodzić bardziej w dół drabiny społecznej. W praktyce oznaczało to wypychanie zamężnych kobiet ze sfery publicznej i tworzenie osobnej grupy kobiet, które na żonę się nie nadają, szczególnie w realiach miejskiej klasy średniej.
Płynący świat
O ile na japońskiej wsi konfucjański ideał był raczej odległy, gdyż prace rolne wymuszały szeroką obecność kobiet poza domem i tym samym równiejsze relacje między płciami, to wraz z rozwojem urbanizacji rosnąca ilość mieszczan chciała mieć mochi i zjeść mochi, czyli mieć cnotliwą matkę dzieciom w domu oraz rozrywki poza nim. Żadna żona nie zapewni w końcu ani interesującej rozmowy, ani gry na instrumencie, jeżeli jedną z jej najbardziej pożądanych cech jest milczenie i skromność. Zwykły mieszczanin jednak nie mógłby sobie pozwolić na utrzymywanie personalnej konkubiny, w ich zasięgu leżały jedynie usługi masowe. Tak zaczęły się tworzyć dzielnice szeroko pojętej rozrywki, zbiorczo określanej jako mizu shōbai, co dosłownie znaczy handel wodą. Aby ograniczyć rozlewanie się tego zjawiska w XVII wieku prostytucja została zamknięta w yūkaku, dzielnicach rozkoszy. Los pracujących tam kobiet nie był jednak do pozazdroszczenia. Ciemną stroną braku seksualnego tabu była powszechna akceptacja oddawania dzieci do domów publicznych jako forma łatwego zarobku, gdzie oprócz zwykłej pracy sprzątaczek czy pomocy kuchennych, dziewczynki były wychowywane do roli yūjo, czyli pracownic seksualnych. Mające więcej szczęścia zostawały oiran, czyli luksusowymi kurtyzanami, ale niezależnie od wybranej drogi więzły w długach za koszty ubrań czy wszelkich akcesoriów.

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj
Z czasem, poprzez wyszkolenie w sztukach śpiewu, tańca i konwersacji, części udało się uciec od usług seksualnych i przekwalifikować na artystki, które dziś znamy jako gejsze, jednak aż do roku 1956, kiedy to prostytucja została zdelegalizowana, praca w dystryktach rozrywki wiązała się z szeroko rozpowszechnionym seksualnym wyzyskiem. Jeżeli w tym momencie przed oczami macie słynny film Wyznania gejszy i wątek, w którym dziewictwo maiko (młodej gejszy) jest wystawione na sprzedaż, to spieszę wyjaśnić, że to trochę Radio Erewań. Tak, powyższa praktyka zwana mizuage istniała, ale raczej nie wśród maiko, a kamuro (wychowanek kurtyzan), a jeżeli nawet zdarzała się wśród gejsz, to raczej nie w XX wieku. Miała też bardziej formę rytuału przejścia i wprowadzenia w zawód niż fetyszyzowania faktu stosunku z dziewicą.

Nie zmienia to jednak faktu, że gejsze, jak i wszystkie pracownice sektora rozrywki, niezależnie od tego, czy praca była związana z seksem czy nie, nie były traktowane jak dobry materiał na żonę. Aby wyjść za mąż, kobieta musiała zapewniać nie tylko jednostronną wyłączność seksualną, ale również nie przebywać często poza domem, ani nie prowadzić aktywności kojarzonych ze światem zewnętrznym. Najsłynniejszy poradnik dla kobiet z XVIII wieku Onna Daigaku mówi, że w młodości powinna ograniczyć nawet wizyty w świątyniach ze względu na spotykanie zbyt dużej ilości ludzi. Stygma ta dotykała właściwie wszystkie kobiety pracujące poza domostwem – szwaczki, fryzjerki, a szczególnie służące. Oczywiście tak nierealistyczne ideały powodowały zarówno braki w materiale na żonę, jak i ich wysoką teoretyczność, szczególnie wśród żon miejskich handlarzy, które próbowały w miarę możliwości uczestniczyć przynajmniej w życiu artystycznym miasta, jednak – podobnie jak w kręgu kultury chrześcijańskiej – doprowadziło to do całego świata żyjącego według podwójnych standardów i mnóstwa indywidualnych tragedii. Jako ciekawostkę dodam, że w ramach radzenia sobie z problemem rząd siogunatu w roku 1789 wyłapał kilka tysięcy nielegalnych prostytutek i odesłał je na wieś, aby rozwiązać problem braku kobiet na wsi, których to już wspomniana wcześniej sprzedaż do domów publicznych w młodym wieku była powszechnym źródłem zarobku.
Wiosenna samotność
Ale nie tylko kobiety cierpiały w wysoce zhierarchizowanym i funkcyjnym systemie neokonfucjańskim. Również mężczyźni o niższej pozycji społecznej nie mieli łatwo. Byli związani niekwestionowaną lojalnością ze swymi panami, a jednym z elementów tego systemu było spędzanie miesięcy w podróżach i koszarach, z dala od zarówno rodziny, jak i miejskich rozrywek. W tych warunkach popularność zyskiwała shunga, czyli wysoce dosłowne i przerysowane erotyczne drzeworyty czy też malowidła na jedwabiu. Ich funkcja społeczna balansowała gdzieś pomiędzy pornografią a przesądem. Dosłownie oznacza to “obraz wiosny” i historycznie jest skrótem chińskiego wyrażenia chun’gong mihua, które oznacza “sekretne obrazy z wiosennego pałacu”. Kiedy chińskie malarstwo erotyczne dotarło do Japonii, uznano, że opisuje ono ezoteryczną sztukę miłosną chińskich cesarzy, jednak japońska praktyka produkowała głównie obrazy “z życia”, pokazujące seks zwykłych ludzi – rybaków, handlarzy czy samurajów – w najrozmaitszy sposób. Poza stosunkami heteroseksualnymi dość wyrazistą grupą są męskie stosunki homoseksualne, ale występują też żeńskie, masturbacja oraz kategoria “inne”, czyli stosunki zwierząt między sobą, ludzi ze zwierzętami domowymi, słynny Sen żony rybaka ilustrujący seks z ośmiornicą, czy z serii Kokinshū stosunek z gigantycznym nietoperzem. Tutaj warto zatrzymać się na chwilę, aby wspomnieć, że w folklorze animistycznej Japonii bardzo popularne są historie o zmiennokształtnych bytach, mających podwójną naturę ludzko-zwierzęcą oraz o kami (bogach/duchach) przyjmujących postać zwierząt, tak więc niekoniecznie rysunki te należy interpretować w sposób dosłowny.

Shunga była popularna zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet, jej posiadanie miało status amuletu ochronnego. Jeszcze w wojnie rosyjsko-japońskiej na początku XX wieku żołnierze wierzyli, że ustrzeże ich od kul nieprzyjaciela. Nie oznacza to jednak, że shunga nie spotykała się z problemami w swoim własnym kraju. Jej produkcja była wielokroć ograniczana przez rząd siogunatu jako próba wzmocnienia konfucjańskiej idei skromności – czarny rynek kwitł jednak w najlepsze.
Na styku Wschodu z Zachodem
Dużą zmianę w wizji kobiety, relacjach między płciami jak i sferze seksualnej miała przynieść dopiero era Meiji, która postawiła dotychczasowy porządek na głowie. Rozpoczęła się rewolucja przemysłowa, a co za tym idzie wpływ życia miejskiego urósł znacząco. Wraz z powszechną edukacją konfucjańskie ideały, które dotychczas raczej omijały wieś, usadowiły się tam na dobre. Idea rodu i małżeństwa aranżowanego trafiła pod strzechy. Jednocześnie po otwarciu się na amerykańskie wpływy w Japonii pojawił się konflikt dwóch zupełnie różnych systemów wartości. Z jednej strony wraz z kulturą chrześcijańską pojawiła się demonstracyjna moralność chrześcijańska, która oburzała się na ryciny shunga w dłoniach statecznych pań domu, z drugiej inny rodzaj kobiecego buntu, bardziej formalny niż japońskie dwa światy: żon i nie-żon. To był bunt formalny, sufrażyzm, realizowany rękami żon i matek, kobiet, których nie dało się otoczyć murem dzielnicy uciech i odizolować od oficjalnego świata.

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj
W końcu ciche japońskie żony odważyły się zawalczyć o siebie, a jednym z frontów walk była walka o prawo do zdrowia. Jednym z nieczęsto omawianych problemów typowej japońskiej gospodyni klasy średniej były choroby weneryczne przynoszone przez korzystających z usług seksualnych mężów. Kodeks karny surowo karał niewierne żony, ale w drugą stronę nie było żadnej ochrony. Na froncie feministycznej walki oprócz oczywistych na Zachodzie postulatów jak prawo do głosu czy edukacji, było prawo do rozwodu na podstawie zdrady małżeńskiej, oraz walka z niewolniczą prostytucją sprzedawanych z biedy dziewczynek.

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj
Zanim jednak te wysiłki miały odnieść skutek, nastąpił wiek militaryzmu i nacjonalizmu, który wykorzystywał stary porządek aby budować lojalność i poczucie odrębności w całym narodzie japońskim. Kulminacją tego była II Wojna Światowa, gdzie propaganda budowała mit żony i płodnej matki wiernej swemu mężowi, rodowi i narodowi jako kluczowy dla kraju.
Amerykański sen czy amerykański koszmar?
Koniec wojny przyniósł z jednej strony wymuszoną równość prawną między mężczyznami i kobietami jako oznakę kulturowego zwycięstwa zachodnich wartości, a z drugiej traumę porażki, okupacji i dodatkowy seksualny wyzysk od strony Amerykanów. W nowej rzeczywistości dawne dzielnice rozkoszy zostały przekształcone w formę mającą obsługiwać zwycięzców, a gdy wojsko nie mogło sobie poradzić z problemem chorób wenerycznych, zostały zlikwidowane. Ostatecznie, w ciągu kilku lat, doprowadziło to do ostatecznego zdelegalizowania zarówno świadczenia, jak i korzystania z usług prostytutek, jednak to prawo nigdy nie doczekało się realnego wprowadzenia w życie, a raczej powstał cały system omijania go – od różowych salonów do łaźni typu soapland. W praktyce jednak zlikwidowało większość niewolniczej prostytucji, co wraz z powszechną edukacją znacząco polepszyło sytuację młodych dziewczyn.

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj

Niemniej, o ile pojedynczym ludziom ciężko się pozbyć starych nawyków, tak cywilizacjom tym bardziej. Konfucjański ideał rodziny przetrwał w formie japońskiego pracownika korporacji zwanego salary man i jego żony, która pracuje tylko do momentu urodzenia dzieci, a potem skupia się na ich wychowaniu. Salary man jest samurajem pracy w korporacji, a do jego honoru należy nie wyjście z pracy przed szefem. Z żoną nie widuje się zbyt często, ale jest na tyle dyskretny, aby nie obnosić się z korzystaniem z uciech życia poza domem, jak okazjonalnie znajdzie chwilkę. Oficjalnie jest nowoczesny i nosi garnitur nawet w największe upały. Na takim modelu wychowało się całe powojenne pokolenie Japończyków i w obserwacji takich wzorców narodziło się zupełnie nowe zjawisko, będące bękartem amerykańskiej ekspansji i japońskiej zachowawczości.
Uregulowany bunt
Z amerykańskiej kultury przyjmuje się zewnętrzna forma – ubrania, fryzury, nowe słowa – ale nie treść. Przyjmują się pojedyncze elementy, wyrwane z szerszej całości – marynarskie mundurki, francuskie naleśniki, komiks jako forma wyrazu. Pod spodem jednak wciąż leży twarda hierarchia i dozwolone (bądź nie) normy społeczne.
Pewnych rzeczy wciąż nie wolno łączyć. Czas na “wyszumienie się” jest innym czasem niż na bycie szanowaną panią domu; wolno i należy być kawaii (urocza), ale jest to zarezerwowane dla młodych dziewczyn, w liceum bądź najpóźniej na studiach; mężczyźni chcą się w końcu zakochać w ciekawych i seksownych dziewczynach, ale matki dzieciom nie mogą już takie być.

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj
Co więcej, system nauki i pracy nie pozwala na zbyt wiele wolnego czasu, a kontakty z ludźmi zajmują czas i wymagają umiejętności socjalnych, w przeciwnym razie bowiem stanowią grzech główny współczesnej Japonii – są męczące i wywołują skrępowanie. Szczególnie w czasach, kiedy coraz więcej kobiet zaczyna mieć oczekiwania związku w stylu zachodnim – bardziej partnerskiego i zaangażowanego. W męskiej kulturze jednak nie ma zbyt dużo wzorców czegoś takiego, kiedy rodzice raczej żyli w oddzielnych światach. Łatwiej poczytać komiks, obejrzeć animację czy pograć w grę – od łagodnych dating sim (symulator randkowania w stylu RPG) dla poczucia romansu, po hentai jeżeli ma się ochotę na pornografię. Prostytucja istnieje, ale rozwój wirtualnych alternatyw oraz rynku bardzo realistycznych lub po prostu zaawansowanych technicznie zabawek seksualnych zmniejsza potrzebę korzystania z niej.
Zmierzch lalek
JFPA (Japan Family Planning Association) przeprowadziło ankietę, z której wynika, że 45 proc. kobiet w wieku 16-24 lat nie jest zainteresowana lub wręcz brzydzi się kontaktami seksualnymi. Ilość zawieranych małżeństw spada, a co za tym idzie przyrost naturalny też. Japonia kobiet i Japonia mężczyzn rozjeżdżają się. Uregulowany bunt może leżeć w ubieraniu czarnych falbanek, butów na koturnie i nadążaniu za najnowszymi trendami w Harajuku (dzielnica mody), jednak prawdziwy bunt Japonek leży w braku zgody na wypełnienie starego, postkonfucjańskiego schematu zaakceptowania dostosowania swojego życia do zmiennych pragnień mężczyzn. Do bycia wykorzystywaną jako seksowna lalka, aby po urodzeniu dziecka odejść w cień.

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj

fot. Blanka Katarzyna Dżugaj
Raichō Hiratsuka, jedna z pierwszych japońskich feministek, napisała, że “na początku, kobieta była słońcem” i że musi to słońce odzyskać, jeżeli nie chce pozostawać w stanie odbijającego męskie światło księżyca. Aby jej pomóc należy oddać jej pierwszeństwo. Kiedy zostałam poproszona o napisanie tego artykułu długo myślałam o czym pisać – czy o animowanych mackach, o sztuce shibari, o molestowaniu w metrze, czy może o rabu hoteru. O tym jednak jest co drugi artykuł o japońskiej seksualności, który można wyguglać trzema kliknięciami. Ciągłym pisaniem o pikantnych ciekawostkach bez szerszego kontekstu buduje się tylko orientalizm, kult waifu i japońską kobietę jako blady księżyc w tej opowieści. Nie możemy wpłynąć na japońskich mężczyzn, ale możemy zacząć od siebie. Zmieńmy narrację i spróbujmy spojrzeć oczami różnych kobiet, nie tylko tych, które pasują do jednego z kilku stereotypów orientalnej uwodzicielki. Dopiero wtedy zobaczymy słońce.
Patrycja Stańczyk